Widziałem jak ptaki pływają nad jeziorem, jego lustro spokojnie chłonęło wilgotne powietrze. Tam nie ma czasu, miłość jest bezcielesna. Umierające drzewo pamięta dotyk jej oczu. Jestem blisko, a idę z innymi, wiecznie szukając tych ust. Czasem znów marzenie rozerwie mi serce, udając przed sobą, że nic nie czuje. Zanurzę oczy w tępej myśli o jutrze, a idąc w tym cieniu, poszukam dotyku. Czy to był sen? Dlaczego kurwa, nie mogę Cię wziąć w ramiona? Dlaczego muszę tak zdychać z tęsknoty, gaszę pożądanie chaosem. Gdzie jesteś, jak dzisiaj pachniesz, kto Cię słucha? Czy widzisz noc? Czujesz nadchodzący wrzesień? Moja pycha, mój słodki grzech, jak krew lepka. Sam sobie dół w tej miłości wyryłem, Ty mi na to pozwoliłaś. Czekałem aż wyjdziesz z pokoju, wyszłaś, spojrzałaś i odeszłaś. Zgubiłem się w majakach nocy.

Ona
by
Tags:
Leave a Reply